czwartek, 9 stycznia 2014

Epatować czy nie epatować? Oto jest pytanie.

Dzisiejszy post będzie poświęcony tematyce filozoficzno-obyczajowej, więc wszystkich spragnionych zdjęć lub porad w rodzaju "jak się złapać, żeby zwisnąć na jednej nodze" odsyłam do innych pozycji branżowych. 

O co mi właściwie chodzi? Ano o to, że trwa nieustający spór o to, czy taniec na rurze to bardziej sport czy bardziej erotyka. Skąd w końcu brałyby się wątpliwości wszystkich osób początkujących lub przymierzających się do tegoż? Udzielić jednoznacznej odpowiedzi nie zamierzam, ale postaram się przybliżyć temat Czytelnikom, aby nie zagubili się w gąszczu mało nieraz przekonujących argumentów i osobistych opinii. Być może po lekturze dzisiejszego wpisu sami zechcecie zabrać głos w dyskusji?

Poprzynudzałam trochę, więc pora podnieść niektórym ciśnienie. Pozwolę sobie zacząć od cytatu z profesora Tomasza Szlendaka z UMK (cytat pochodzi z artykułu Rura dla zuchwałych z Polityki z 18 października 2011): 

Socjolog prof. Tomasz Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu uważa, że nowa moda w dużej mierze wpisuje się w zjawisko, które nazywa pornografizacją życia codziennego. Jego zdaniem erotyzm jest współcześnie tak wszechobecny, że staje się wręcz przezroczysty – coś, co było dawniej tabu, skrywanym w mrokach klubów go-go, teraz staje się zwyczajne, codzienne. – Pornografia, a za nią jej pochodne, takie jak chociażby pole dance, zaczynają być traktowane w społeczeństwach zachodnich jako jeszcze jedna, niezobowiązująca forma rozrywki. Dlaczego nie miałaby być sposobem na zrzucenie nadwagi? Prof. Szlendak określa to mianem uszarlotkowienia seksu. – Przestał on być czymś dozowanym w małych ilościach, jak pikantna przyprawa – stał się powszechny, bezbarwny, bezpretensjonalny jak szarlotka. W efekcie obojętniejemy na coś, co powinno nas rozpalać do czerwoności. Seksowne pozy, wypinanie pośladków i rozkładanie nóg na rurze stało się dzisiaj zdrową i polecaną rozrywką – tłumaczy.

Ponieważ sama jestem adeptką tego samego kierunku co profesor, zwracam uwagę, że naukowcy miewają czasem skłonności do wymądrzania się na tematy, na które właściwie niewiele wiedzą (ale cóż szkodzi się wypowiedzieć). Czy jednak nie można odmówić profesorowi choć odrobiny racji? Przecież taniec na rurze przyszedł do nas właśnie z klubów go-go. Otóż, drogi Czytelniku, nie! A przynajmniej nie do końca.

Jako że ruro-akrobatyka coraz bardziej zdecydowanie toruje sobie drogę pod strzechy, doczekaliśmy się w Polsce pracy magisterskiej poświęconej temu tematowi. Trud dotarcia do twardych faktów zadała sobie Wioletta Kącka, instruktorka jednego z warszawskich studiów tańca. Jak czytamy w pracy pani Kąckiej Pole dance. Taniec na rurze, jakiego nie znacie..., pierwsze historyczne ruro-podrygi miały miejsce w Chinach i Indiach (i to już w średniowieczu), gdzie na pionowych drążkach figury akrobatyczne wykonywali wyłącznie w pełni odziani panowie. Taniec na rurze kojarzony z klubami go-go wyewoluował zaś z objazdowych pokazów cyrkowych popularnych w Stanach Zjednoczonych na początku dwudziestego wieku. Podczas tych pokazów tancerki tańczyły dookoła drążka podpierającego środek namiotu. Od lat pięćdziesiątych owe tancerki coraz częściej można było spotkać w barach zamiast objazdowych cyrków, aż do rozkwitu tańca na rurze w klubach nocnych w latach 80-tych i 90-tych. W końcu w roku 1994 powstała pierwsza na świecie szkoła sportowego tańca na rurze. 

I bądź tu mądry. Z jednej strony Chińczyk akrobata, a z drugiej striptizerka. Kiedy zastanawiałam się, jak to speuntować, z pomocą przyszedł mi tancerz zupełnie z rurą niezwiązany. "Dla oficerów carskiej armii tancerki tańczące balety Czajkowskiego były wyjątkowo seksowne. Te nogi! Te ramiona! Tak było, jest i będzie. Taniec zawsze będzie postrzegany jako jakieś przekroczenie czy też wykroczenie. Seksualność na scenie ma pierwszorzędne znaczenie, nawet jak chcielibyśmy, żeby było inaczej. (...) Erotyczność teatru robi cuda, szarą mysz zmieni na scenie w postać, z której bije światło. Można byłoby powiedzieć, że to wybuchowa mieszanka zwierzęcości, nadzwyczajnej koncentracji i do tego przyprawiona szczyptą wyrafinowania." (Co naprawdę mówi twoje ciało? Wywiad z Leszkiem Bzdylem, Wysokie Obcasy Extra, styczeń 2014)

Od erotyki w tańcu na rurze się nie ucieknie, ponieważ każdy taniec jest w pewien sposób erotyczny. Wydaje mi się jednak, że ile tej erotyki zawrzemy w naszym tańcu oraz jaką ona przybierze formę, zależy tylko od nas samych. Pewnych figur możemy po prostu nie wykonywać, jeśli nie trafiają one do naszego poczucia estetyki. Inne możemy nieco zmodyfikować. Aby czuć się na rurze swobodnie, trzeba ją zaadaptować do swoich potrzeb. Jednym będą odpowiadać figury naśladujące balet, innym wykonywane na jednym wdechu ryzykowne akrobacje wysoko w powietrzu, jeszcze innym nieszczęsne wypinanie pośladków. Ile osób, tyle stylów. A Wy co myślicie? Osoby biegłe w angielskim zapraszam do lektury poniższych, odnoszących się do dyskusji artykułów:

http://www.thepoledancingshop.com/a-brief-history-of-pole-dance/#.Us6JVdLuKi0

http://polestory.blogspot.com/2010/01/pole-dancers-guide-to-anti-poler-part-1.html

Wszystkich zaś zapraszam do dyskusji w kometarzach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz